Poezje
Nowy Paradygmat
O wędrowaniu jest ta opowieść
To ja wędruję, kobieta ptak
serca ziemi dotykam stopami
zna mnie droga, sama się otwiera
sama woła, kroki pokazuje
śpiewa miłość, białymi skrzydłami
ciszę, na powrót, wyśpiewuje
To ja nasłuchuję, kobieta ptak
z ciszy dla głosu splatam mieszkanie
po nitce, po niteczce, ptasim obyczajem
w ciszy moje gniazdo, już czeka na jajo
………………………………………………………
………………………………………………………
To ja powracam, kobieta ptak
znam drogi stare, ale nie wybieram
wiatr wieje, wiatr słowa mi nagania
po słowach, po małych, mostem kruchym
do ciebie, do ciebie idę teraz
między nami idą ziemi duchy
Kto zaśpiewał pieśń przywołania?
Światy, światy takie dalekie, światy bliskie
kto wyznaczył wam we mnie spotkanie?
kto zaśpiewał pieśń przywołania, jakie słowa?
stare, najstarsze, same się śpiewają
z nieba wodą… wodą… rozchodzą się fale
Nie ma ust Ta, co śpiewa, ale mnie wyśpiewała
głosem łączyła, głosem rodziła
to wysoko, to nisko, to daleko, to blisko
jak wstążkę w warkocz tak mnie wplotła
w pieśń swoją życiodajną, w nieskończoną, w pieśń
Czy jesteś tutaj? Proszę cię ptaszynko, nie odlatuj tam, gdzie nas nie ma. Tylko tutaj, tylko ta chwila, tylko ona jest prawdziwa.
Zachwycenie. Oto moja modlitwa
Niczego nie chce, niczemu nie służy
Ogień i woda, ogień i woda
Wszystko się łączy, nic nie zanika
Wiatr wieje – a ja go słyszę
Trawę ugina – a ja ją widzę
Oto moja modlitwa
Nie przeoczona została chwila
We mnie obecna, w mojej obecności
W tej oto skórze wiatr uchwytny
W uszach moich zasłyszany
Uniosła się dusza w zachwyceniu
Ni na chwilę, na piędź nawet
Nie opuszczając ziemi
Kiedy przychodzi czas korzenia, kobieta ptak karmi Korzeniową Kobietę. Miodem ją karmi, miodem, właśnie tak!
Korzeniowa kobieta w ziemi mieszka
miodem pachnie, miodem, właśnie tak!
Korzeniowa kobieta ciszę karmi
nie-słowem, bez-dźwiękiem, właśnie tak!
Nie pytaj uszu, bo nie usłyszą
nie pytaj oczu, bo nie zobaczą
korzeniowej kobiety nie znajdą, o nie!
Wodą spłyń, przenikając dotykaj, wodą
miękko, miękko mięciutko, właśnie tak!
Od korzenia, od korzenia się rośnie
każde drzewo ci powie, drzewo każde
od korzenia, od korzenia, właśnie tak!
W ciszy miodnej, w bezsłownej – początek
miodem spłyń do początku, właśnie miodem
korzeniowej kobiety pokarmem się stań!
Korzeniowa kobieta w ziemi mieszka
miodem się karmi, miodem, właśnie tak!
O świcie słyszy kobieta ptak wołanie
Krzyczą żurawie, nie dają spać
krzyczą nieprzerwanie
i te, od strony lasu i stamtąd
gdzie łąki i moczary
przenikliwy to krzyk
głębiej niż do serca
przenika.
Lato się kończy, a ty śpisz
czy wiesz, co to znaczy?
czy wiesz, co się kończy?
dlaczegoś taka cierpliwa
skrzydeł nie rozprostujesz
do lotu się nie zbierasz
ostatnia to chwila
już wszyscy odlecieli
jutro i nas już tu nie będzie
jeśli dzisiaj zaśpisz
to i jutro będziesz spała.
Za słońcem, za słońcem pora lecieć
do domu, do domu, do domu
przecież wiesz, przecież wiesz
jeśli nie teraz, jeśli nie dzisiaj
jutro już nas tu nie będzie
jutro już nikt cię nie obudzi
jutro nie istnieje, tylko dziś
tylko teraz, tylko ten poranek
jedyny na świecie.
Jaką byś siebie zobaczyła, gdybyś innymi oczami patrzeć umiała?
Spójrz na siebie oczami gwiazd
czysty ogień, czysty ogień
jak się patrzy jego oczami
jak się śpiewa jego ustami
kto zobaczy, ten zaśpiewa
kto pieśń pozna, będzie wiedział
ognia okiem wydobędzie
z nici, co oplatały, z mgły
ze wszelkiego przed samą sobą
przed świata groźnym wzrokiem
ze wszelkiego przebrania
a najgłębszego schowania
ognia okiem, gorącym okiem
gwiazdą, co patrząc śpiewa
wypatrzy kogoś, kogo znasz
za kim tak mocno, tak mocno
tak na śmierć i na życie
tak rozpaczliwie tęsknisz.
Tylko spójrz na siebie samą
tylko popatrz oczami gwiazd.
Jaka to ulga, kiedy już nie ma, nic nie ma do zatrzymania
Tańczy światło w jeziorze
wiatr chmury nagania…
nie ma, nic nie ma…
do zatrzymania.
umieranie jest takie proste
serce nocy miękkie
niczym gniazdo
ptasim dziobem
wymoszczone.
I wchodzi kobieta ptak w ciszę i słyszy, jak Noc śpiewa swą pieśń
Dzień już się skończył, noc – jeszcze nie zaczęła.
Dzień już się dopełnił, jakże noc, jakże ona będzie się pełniła?
Oto czas nietoperza, oto jego królestwo,
miękkie, bezszelestne nad wodą latanie,
pomiędzy dniem a nocą – tutaj drzwi się otwierają.
ta chwila, pomiędzy wydechem a wdechem,
tutaj wąski przesmyk między światami, tutaj spotkanie.
Była już wystarczająco mała, aby się zmieścić,
drzwi nawet nie skrzypnęły, twarde nie zraniło miękkiego,
tak miękkie, tak delikatne są tylko skrzydła nietoperza,
drogę otwierają, do wody łagodnej, nocy przychylnej.
Do wody najcichszej prowadzi nietoperz, a ona za nim,
o nic nie pytając, jak ktoś bardzo, bardzo stary,
kto o drogę już nie pyta. Noc otwierała się przed nimi,
nietoperz zna drogę do jej serca, kiedy za nim podążasz
wchodzisz w sam środek ciemności, a ona nie odtrąca cię,
bo wie, że jesteś jej dzieckiem.
Gdzie jesteś moja miłości?
Tam gdzie moje serce.
Spotkała się miłość z nocą,
w jej sercu umościła,
dziewczynką – światła kropelką
w serce nocy wtuliła.
A więc tu jesteś, moja ciemności!
Tak długo do ciebie powracałam,
kto drogi nasze poplątał,
kto nas tak strachem oddzielił?
Spadają krople deszczu, z drzew
prosto do jeziora, miękkie
do miękkości, powracają córki
do matki, do ciszy, do słuchania…
umie słuchać noc, jak nikt inny,
umie słuchać noc, jak, nikt nigdy
ani przed nią, ani po niej,
nikt tak słuchał nie będzie.
I znowu wielką falą powraca tęsknota za wielorybami! Za fokami i delfinami, za miękkim, roztańczonym domem … I to uczucie, że jest im coś winna, że czegoś nie dopełniła, o czymś ważnym zapomniała …
Płyną wieloryby, ale nie ja, ale nie ja!
Wodnymi drogami, gdzie błękit ciemnieje
Gdzie czarny brzuch matki wody rodzi istoty
Aby nóg nie zaznały, co w drodze się zatrzymują
Ani twardej ziemi nie dotknęły stopami
Tylko fala za falą wodnymi krokami.
Tak tańczą moje wieloryby, ale nie ja!
Cały czas w brzuchu matki, w jej miękkiej, bez-troskiej
Nie znającej granic obecności. Tęsknota
Po mojej mieszka stronie, tutaj, gdzie suchy brzeg
Na którym stopy bezradnie się zatrzymały
Słabsze od tęsknoty, nieporadne, małe.
Dlaczego takie sobie wybrałam? Do czegoś…
Ale… do czego … miałam nimi dowędrować
Czegoś się dowiedzieć, zrozumieć coś, czego tam
W brzuchu matki zrozumieć nie ma sposobu
Nie znają tam smutku, co rodzi się z oddzielenia
Tam wciąż okrągła, miękka, przychylna jest ziemia
Ani na zewnątrz, ani wewnątrz, zawsze w domu
Nie ma, nie ma niczego, co nie byłoby domem
Jak bezdomność wam wytłumaczę, jak odcięcie
Wytańczę? Jak, skoro wzięło się z nie-tańczenia.
Jak mam zawołać, czy krzykiem, płaczem, czy śpiewem
O tym, co tu człowiekiem zrozumiałam, nie wiem.
Wirują światy, tańczą, w tańcu nie ustają
Wirując dźwięczą, dźwięcząc wirują, śpiewają!
Ku sobie, ku sobie tańczą, przenikają, wzajemnie
Śpiewają swoje pieśni! Dlaczego nie słyszę?
Za daleko już chyba zawędrowałam
Za bardzo człowiekiem się scieśniłam, zmalałam.
Ten człowieczy świat – taki osobny, ku sobie
Dla siebie tylko zbudowany, w siebie patrzy
Sobą samym ogłuszony, nie słyszy, nie słyszy!
I nie usłyszy tej arcyważnej wiadomości
Z którą posłańców wysyłacie, raz za razem
I znowu wasze martwe ciała na jakiejś plaży.
Jak mam wysłać odpowiedź: nie płyńcie więcej!
Już nikt tu nie pamięta o naszym przymierzu
Najstarszym, jakie kiedykolwiek dzieci ziemi
Zawarły między sobą: że wy tam, w ciemności
Brzucha matki, my na jej skórze rozgrzanej słońcem
Będziemy pieśń śpiewać, tę właśnie, która łączy.
Świetlistą pępowiną połączona ziemia
Z jej brzucha płynie pieśń, nie może nie płynąć!
Stojący ludzie, jakże wytrwale pieśni służą
Korzeniami spijają, a potem przez drzewne
Przez nigdy nie zamknięte, stojące swe ciała
Pozwalają tak płynąć, jak sama zechciała.
A co z dwunożnymi? Niespokojni, w miejscu
Nie ustoją, gdzie korzenie, gdzie pogubili?
Czym pieśni zaczerpną, jak wodę wyśpiewają
Wibrujące wirowanie, światów przenikanie!
Jak mogli zapomnieć? Przecież sami wysłowili
Tę moc w połączenie. Gdzie perłę zgubili?
Mroźny poranek majowy, a one nie mają jak się ogrzać
wszystkimi ptakami
śpiewa Bogini
młodziutką trawą
spija zimny deszcz
zwarzone mrozem
poczerniałe kwiaty
magnolii, kruche listki
kurczą się z zimna
ciałka zielonych dzieci
niełatwa to pieśń
razem słuchamy
tak łatwiej
usłyszeć
Nocą najlepsze słuchanie. Możesz wtedy usłyszeć to niczyje płakanie. Płyną ukryte strumienie, drążą w ciele nocy podziemne korytarze – w jej ciele bezmiernym, wszystko-przyjmującym, jakże miękkim!
Tak wiele tej miłości, która płacze,
Podziemne korytarze, za łzami łzy
Ukryte strumienie, tylko noc,
Tylko ona je pozna, więcej nikt.
Rozchyl nocy swoje miękkie płaszcze
Pozwól wejść, tam głęboko, gdzie ty,
Gdzie ty sama, sama jedna wchodzisz
Tylko miłość tu wejdzie, więcej nikt.
Czy tu mieszkasz, czarny ptaku siostro?
Wiem, że słów dla mnie nie masz, nie ty!
Tylko tego mi trzeba, by „siostro”
Aby móc tak powiedzieć, więcej nic.
Niecierpliwi się morze, wzywa, woła, wlewa falami do uszu. I wtedy ten głos, taki wyraźny, że nie można go już nie słyszeć.
Szumi morze w moim uchu, wieczne
nie trzeba żadnej muszli przykładać
gotowe, aby mnie przyjąć, gotowe
a ja ciągle słucham w cudzą stronę.
Suche słowa w gardle, na wiór suche
suchy wiatr, oblepione piaskiem struny
a ja przecież wodnym ptakiem jestem
w wodzie dziób maczam, ze źródła pieśnią.
Jak pokłonić się przed tobą, jak mam
prosić? Ciebie, kobieto, przecież nikogo
nie mam innego, w tobie mam mieszkanie
gdzie twoje niebo spotyka się z wodą.
Tam wąski przesmyk, tam drzwi otwarte
nie da się zamknąć, jak byś się nie bała
ale nie ma już, nie ma czego się bać
to tylko stara pamięć, zardzewiała.
Stare żelastwo, po ogniu tylko popiół
po tamtej wodzie błoto, nie ma czego,
nie ma się bać, to tylko mój głos
nikogo przecież nie masz bliższego
Moim płaczem tak płaczesz, twoje łzy
świeże, słone, te krople od morza
dobre chociaż i tyle, od tego czasu
gdy w ogniu kąpali, nasze skrzydła
Osmalone jeszcze, w gardle sucho
ale morze powraca, już w uchu
pieśń starą śpiewa, już ci się nie uda
nie słyszeć, udawać, żeś głuchą.
Tak długo do Ciebie wędrowałam, ale oto jestem.
„Jestem dzieckiem ziemi
i gwiaździstego nieba”
te słowa otwierały drzwi
“ges pajs eimi
kai Uranu asteroentes
chajre Thea”
ziemią zieloną wędrując
nie przeoczyłam gwiazd
nie odwracałam głowy
w oślepiającym blasku
słońca moje serce
śmiało się i płakało
oto dzban Persefono
coś mi dała na drogę
wypełniony po brzegi
oto wlewam do rzeki
łzy, które zbierałam
łzy napotkanych istot
do rzeki przemijania
która płynie, wciąż płynie
poprzez Twoje otwarte
pięknie zaokrąglone
eukoryfa kardija
serce
I poddaje się kobieta ptak rzece – tej bezkresnej, dla której sama jest otwartą bramą
Płynie rzeka, potężna rzeka, podziemna rzeka
pod skórą, pod liściem, pod skrzydłem
pulsuje, huczy, przelewa falami, drży
na wietrze liściem, na twojej twarzy łzą
nie możesz nie słyszeć, nie możesz nie płynąć
w jedną tylko, w jedną, w jedną stronę
Nie biegnij, kiedy biegniesz to zawsze
zawsze pod prąd, nie biegnij, słuchaj.
Jak tobą oddycha, i mną i nim, o poranku
ptakiem, słyszysz, jak krzyczy nad łąką
jak wiruje, pulsuje twoją krwią, jedna rzeka
jedna pieśń, ile by siebie nie śpiewała
to nie wyśpiewa, nie wyczerpie, nie znuży
Nie biegnij, kiedy biegniesz, to zawsze
zawsze pod prąd, nie biegnij, słuchaj.
Jak okiem sięgnąć – tylko piasek. Piasek i wiatr. Dlaczego aż tak daleko zawędrować musiałaś? Dla tej pewności, że i tak wszystko kiedyś przysypie wiatr? Czy dla tej przestrzeni, która niczym, ach, w końcu niczym, niczym nie przesłonięta!
Ptaku północy, ptaku północy, zawracaj!
mocne twe skrzydła, jak śnieg białe
jak wiatr z pustyni, jak wiatr
niewidzialnie wytrwałe.
Tak mówi góra, biała góra, święta góra
jej ciało czerwone rozkruszył
wiatr, kamykami małymi
brzuchem do góry wywrócił.
Z serca pustyni wiatr wieje, wiatr nieustanny
w twoich uszach tamtym morzem huczy
tym właśnie, co tutaj było
było, minęło, nie wróci.
Tylko piasek, ciepły piasek pustyni, tej nocy
trzeba zwinąć się w sobie, dla siebie
dla siebie być łonem, dla dziecka
co wiedzieć nie musi, nie wie.
Z czerwonego brzucha białej góry się narodzi
z matki przestrzeni, bogini Maa-at
z mocy rodzenia, z której
piasek się zrodził i wiatr.
Ptaku północy, ptaku północy, zawracaj
tam, gdzie drzewo ma mocne korzenie
drzewem z korzenia zaśpiewaj
jeszcze raz, jeszcze raz.